Długo nie udało mi się sklecić żadnych słów. Powody? Jednocześnie jest ich dużo i mało, są znaczące i nieważne. Wydaje mi się, że jedyne sensowne wytłumaczenie to wewnętrzna walka z potrzebą i równoczesnym strachem przed zmianami. A zaszło ich trochę...
W moim życiu zaszły zmiany. Długo wyczekiwane. Te których się bałam, te które były mi odradzane. Uporządkowanie tego wszystkiego zajęło trochę czasu. Jednak należę do tych ludzi, którzy co jakiś czas potrzebują zmian. To one wprowadzają jakiś mały zamęt, koloryt do szarości codziennego dnia. Dzięki nim, gdy szarość zaczyna robić się czarna, nagle pojawiają się piękne barwy.
I tak zaczynam kolejny dzień mając nowy widok z okna, na zupełnie nowe miasto. Na ulicy mijam zupełnie nieznane mi twarze, poznaje nowe miejsca i dogi. Znajduje się w zupełnie innym świecie, w którym jest mniej zabiegania, a za to dostrzega się więcej dzieci biegających po polu. I to mnie cieszy. Te kilka zmian sprawiło, że przepełnia mnie pozytywna energia. Więcej mi się chce, mam więcej motywacji do działania niż wcześniej.
I kwitną marzenia, rozwijają się i domagają się realizacji... Bo nie każda zmiana jest zła.
Wiem coś o strachu przed zmianami,nie potrafię się do nich dostosować..Zapraszam do mnie --> kindofeveryday.blogspot.com Bądź częścią mojej walki.
OdpowiedzUsuń